poniedziałek, 26 sierpnia 2013

00. Lekcje przeznaczenia. Nic się nie dzieje bez przyczyny.

________________________________
Powiedz mi czego potrzebujesz, powiedz mi czego szukasz. Mogę dać ci wszystko ale to wciąż za mało. Patrzę na ciebie i nie widzę niczego dobrego. Oddałem ci więcej siebie niż chciałem ale ty nie potrafiłaś tego dostrzec. Nigdy tego nie chciałaś. Jak wysoka może być cena za bycie blisko ciebie i jak to możliwe, że w drodze na szczyt zgubiłem szczęście, a w drodze do szczęścia siebie i ciebie. Tak, straciłem wszystko. Wiem, teraz jestem dla ciebie nikim. Powiedz mi tylko czego wciąż potrzebujesz, czego wciąż szukasz. Jesteś mi coś winna, chociaż tyle. Nie. Zapomnij. Karmiłaś mnie złudzeniami, nadzieją na coś co nigdy nie mogło się wydarzyć. Byłem głupi, teraz to wiem. Obiecuję ci, nie zapomnisz krzywdy, którą nam wyrządziłaś. Kocham cię. Żegnaj.
_________________________________
-Nie ma mowy. Jak coś takiego mogło ci w ogóle przyjść do głowy- Hermiona od niedawna Weasley spojrzała na męża nie wierząc w to co słyszy, nie była przygotowana na taką reakcję. Choć Ron od zawsze sam sobie zaprzeczał teraz wręcz przechodził w tym samego siebie. Przez chwilę patrzyła na niego z mieszanką zdezorientowania i goryczy wymalowaną na twarzy lecz po chwili wysunęła się z jego objęć i ruszyła w stronę drzwi. Słysząc za sobą ciężkie westchnienie przystanęła i odwróciła się by móc na niego spojrzeć. Zdawała sobie sprawę, że traci resztki spokoju i zmienia się w to co Ron pieszczotliwie nazywał naładowaną hormonami, niszczycielską postacią żony.
-Kurka wodna, co w ciebie wstąpiło Ronaldzie i gdzie podział się człowiek, którego kocham bo już od jakiegoś czasu nie mogę go odnaleźć. Jeszcze wczoraj zrobiłbyś wszystko żeby pomóc przyjaciołom a teraz gdy potrzebują cię bardziej niż zazwyczaj chcesz ich zostawić. To tylko 2 tygodnie opieki nad Jamesem- patrzyła jak zmienia się wyraz jego twarzy. Widziała przechodzące przez nią uczucia złość, niepewność, żal i to czego nie lubiła najbardziej obojętność pomieszaną ze zwykłą złośliwością.
-Kurka wodna? Śmiało powiedz przynajmniej cholera jasna- jej złość na chwilę odpłynęła. Znała to zachowanie, znów przyjmował pozycję obronną, bał się. Czuła jak coś w niej pęka więc przez chwilę nic nie mówiła. Stała przy drzwiach rzucając mu pełne rozczarowania spojrzenie.
-Jak możesz- wykrztusiła w końcu i wyszła z pomieszczenia- Zabierz swoją poduszkę i ten okropny zielony koc na kanapę- dodała jeszcze po czym zamknęła drzwi i zabierając ze sobą płaszcz wyszła z domu. Szła pozwalając wiatrowi rozwiewać jej starannie ułożone włosy we wszystkie strony i smagać twarz chłodnymi podmuchami. Idąc przed siebie chciała zostawić jak najdalej za sobą ich pierwszą prawdziwą kłótnię będącą brutalnym przywołaniem do rzeczywistości, którego wcale nie potrzebowała. Znów zdała sobie sprawę ze swojej naiwności, ślepej wiary w to, że miłość przezwycięży wszelkie przeciwności losu i na zawsze okala wszystkich warstwą piękna i szczęścia. Na każdym kroku potykała się o prawdę, którą poznała dawno temu, a prawda jest taka, że gdy coś zaczyna się psuć i tak się zepsuje. Hermiona wyjęła z kieszeni płaszcza telefon komórkowy i wybrała numer przyjaciółki ciesząc się, że mimo protestów Harry nauczył ją obsługi komórki. Właśnie podjęła decyzję.
-Ginny kochana jak się czujesz[...] Oczywiście ja i Ron chętnie się nim zajmiemy[...] Nie, nie miał nic przeciwko. Był zachwycony tym pomysłem.
__________________________________
Witam serdecznie na blogu :)Jest i prolog krótki ale treściwy. Mam nadzieję, że się spodobał i zachęcił do czytania.

2 komentarze:

  1. Wooo! W końcu się doczekałam ;p, a uwierz, że już nie mogłam ;D
    I tak, jak iże się sobię spodziewałam, jest no muszę użyć tego słowa - dla mnie zajebiście. Nie wiem, czy mnie za to tu nie zbanują - w końcu to blogspot ;p. Ale parę błędów jest, może i innych słów można by było użyć w pewnych momentach. Mimo to jednak, wciągnęłaś mnie merytorycznie :D. I już wiedz - masz we mnie wierną fankę swojej twórczości, a Twój blog przeze mnie nazywany już jest perełką, a to nie lada wyczyn - dogodzić takiemu cholerykowi, jak ja.
    Ron, jak to Ron - swoje nagada, nażre się i mu przejdzie.
    Szkoda tylko, że przez takich, jak on - a mówię tu już o prawdziwym życiu - można zostać naprawdę mocno zranionym. A to przykre, bo zazwyczaj ludzie jego pokroju nawet nie wiedzą na czym polega problem.
    Liczę na szybko pojawiający się rozdział I :D i życzę duuuużo weny ;).
    Stay strong, and phoenix in flames ;D.
    Twoja C.

    [kolec-bez-rozy]

    Ps. Wybacz za jakże składny komentarz, po prostu tak składny, że aż sama go nie rozumiem .-. .

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, Ron był zachwycony!... Masz mnie :)

    OdpowiedzUsuń